niedziela, 24 maja 2015

Jeden.




Obudziłam sie jak zawsze koło 7 rano. Sobota. Nie wiem dlaczego zawsze budzę sie tak wcześnie. Podeszłam do okna, nie zwracając uwagi na to, ze mama jest w domu. Zapaliłam fajkę. Najlepsze co moze byc, poranny papieros. 
-Jeszcze tylko 11dni i ferie, poradzę sobie. - powiedziałam sama do siebie. Czesto to robiłam, w zasadzie sama nie wiem czemu. 
Od czasu wypadu do klubu nie mialam kontaktu z Amber. Minęło juz kilka dni. Nie wiem czemu, ale nie mialam ochoty z nia gadac. Stałam sie bardzo aspołecznym człowiekiem. Nie lubie ludzi. Nie lubie ich bardziej niż samej siebie. A myslalam, ze to niemożliwe. Wypaliłam do końca, zarzuciłam na siebie szlafrok i poszłam do kuchni. Mama siedziała przy stole i pila kawę. 
-Dzien dobry. - uśmiechnęłam sie do niej. 
-Hej słoneczko. - w jej oczach tego dnia nie było widac blasku, a uśmiech z jej twarzy zniknął.
-Cos sie stało? - zapytałam opierając sie rekami o meble kuchenne. 
-Nie, cos Ty, wszystko w najlepszym porządku, jak zawsze!
-Dlaczego to robisz? Przecież widze, ze kłamiesz. Nic nie jest w porządku mamo, nigdy nie było. Nie mam 3 lat, dlaczego wciąż mnie oklamujesz? Myślisz, ze nie widze jak płaczesz? Dlaczego? - spojrzała na mnie i przez chwile nic nie mówiła.
-Co sie z Toba dzieje, Cassidy? Nigdy nie byłaś taka wybuchowa. 
-Nie zmieniaj tematu. Tu nie chodzi o mnie, tylko o Ciebie. 
-Cassidy.. Boje sie. Boje sie, ze pewnego dnia Cie stracę, ze mnie zostawisz, ze zostanę sama. 
-To nie ma najmniejszego sensu, mamo. Wiesz, ze jak dorosnę, to sie wyprowadzę, dlaczego wiec myślisz o tym w taki sposób? Przecież taka jest kolej rzeczy. Uczysz mnie zyc, bym mogła robić to samodzielnie. - rzuciłam w jej stronę i wróciłam do swojego pokoju. Nie wiedziałam co sie ze mna dzieje. Wybuchałam w najmniej odpowiednich momentach. Bez powodu. Przecież ona nie powiedziała nic złego. Przecież wszystko było okej. Każda matka sie o to martwi. Żadna nie chce stracić swojego dziecka. Cassidy jaka Ty jestes głupia. Panuj nad sobą. Ubrałam sie w ciuchy leżące na podłodze i wyszłam z domu. Chciałam sie przejść, tyle. Przeszlam chyba całe miasto. Przez rynek i park, po wszystkie zakamarki i meliny. Wszystko byłoby okej, gdyby nie ludzie, którzy gapili sie na mnie w każdym miejscu w którym byłam. Nienawidzę ludzi, z całego serca. Nie wiem dlaczego tak jest, po prostu ich nienawidzę. 
Usiadłam na ławce i jak zawsze wyciągnęłam paczkę z fajkami, wyciągnęłam jedna, włożyłam do ust i chciałam zapalic, lecz ktoś w pewnym momencie wyciągnął mi papierosa z ust. 
-Co Ty odpierdalasz? - wydarłam sie na osobę która to zrobiła.
-Taka młoda, a juz pali, co sie dzieje z ta młodzieżą. - podniosłam wzrok. Moim oczom ukazał sie chłopak, którego juz kiedyś widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skad go znam. Miał na sobie jakiś zwykły czarny T-Shirt, cos podobnego do jeansów i okulary przeciwsłoneczne. 
-Chcesz czegoś konkretnego Człowieku, jest... -spojrzałam na telefon- wpół do dziewiątej. Co Ty tu robisz o tej porze? 
-To samo pytanie mógłbym zadać Tobie, śliczna. 
-Nie wkurwiaj mnie nawet, nie mam humoru. Kim Ty w ogóle jestes?
-Znamy sie, Evans. - zamurowało mnie troche. Skad mnie zna? Skad sie niby znamy? Widze człowieka praktycznie pierwszy raz na oczy a ten oznajmia mi, ze sie znamy.
-tak? Skad? - udałam, ze nie obchodzi mnie to, ze mnie zna. 
-Insygnia, 5dni temu, mowi Ci to cos?
-nie. A powinno? - chłopak w tym momencie zdjął okulary. Oczy miał w kolorze ciemnej kawy. Faktycznie, znałam go. Nie wiem czy moge tak powiedzieć. 
-hm? - przyglądał mi sie.
-a no tak, masz na imię Shadow! - chłopak momentalnie wybuchnął śmiechem. - co sie śmiejesz? Sam mi to powiedziałeś!
-nie, nie powiedziałem, ze mam tak na imię. Ale masz racje, mow mi Shadow. 
-mniejsza o to, czego ode mnie chcesz? - chłopak wyciągnął z kieszeni cos co wyglądało jak medalik. Po co takiemu chłopakowi medalik? Otworzył go i pokazał mi zawartość.
-przypominasz to sobie? - było tam zdjęcie. A na zdjęciu kto? Ja i mój tata. Kilkanaście lat temu.
-Skad to masz?! - zdenerwowałam sie. Nie chciałam, zeby ktokolwiek mi o tym przypominał. Tymbardziej ktos kogo poznałam w klubie, wyglada jak ktos, kto by tylko chciał zruchac i zachowuje sie moim zdaniem bardzo dziwnie. 
-Mam swoje źrodła. Spokojnie, nie zrobie Ci krzywdy. 
-Jeśli myślisz, ze sie Ciebie boje, to jestes w wielkim błędzie! Nie boje sie nikogo, a Ciebie juz w szczególności.
-Chyba sama nie wiesz co mówisz, w środku duszy drżysz ze strachu, mój głos przyprawia Cie o dreszcze, nie jest tak? Evans, nie zachowuj sie jak dziecko.
-Za kogo Ty sie uważasz? Zaczepiasz mnie w klubie, zabierasz mi papierosa, pokazujesz zdjecie z ojcem, a teraz starasz sie mnie straszyć. Ja nie z tych, niestety kolego. - musze przyznać, ze miał troche racji. Bałam sie, ale nie jego, tylko tego, skad wszystko wie i skad ma to zdjecie. 
-Wiem o Tobie duzo, Evans. Wiem rzeczy, o których wiedziałaś tylko Ty. Wiem, ze sie boisz, wiem, ze jestes ciekawa skad mam Twoje zdjecie jak byłaś mała. Wiem to, Evans.
-Mozesz skończyć używać mojego nazwiska?
-Skończę, gdy będę chciał skończyć. Chcesz wiedziec skad mam zdjecie?
-Mówisz, ze wiesz o mnie duzo, wiec dlaczego zadajesz te głupie pytanie? Chce. 
-Chodz ze mna. Niebezpiecznie tu rozmawiać.-chłopak wstał, rozejrzał sie, po czym złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę jakiejś meliny.
-Dokąd mnie cholera prowadzisz? Zostaw mnie, zboczeniec pierdolony.
-Taka młoda, taka zadziorna, podoba mi sie. Wsiadaj tu. - mowil to z wielka powaga, ciagle sie rozglądając. 
-Jeśli myślisz, ze wsiądę z Toba do samochodu jestes w błędzie. Nie ma takiej opcji.
-Wejdziesz sama, czy mam użyć siły? Pospiesz sie, tu nie jest bezpiecznie. Właz, jeśli nie chcesz zeby Ci sie cos stało.
-Shadow, czy jak Ci tam, nie ma mowy żebym tam wsiadła, spadam stad. - juz chciałam sie oddalić, ale poczułam tylko mocne uderzenie w tył głowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz