sobota, 17 października 2015

Pięć.



Naokoło mnie było pełno szafek i stołów. Na każdym z nich postawiony był słoik wypełniony jakimś płynem, a w środku miał rożne organy. 
"Jezeli Cole nie chciał sprzedać moich organów, to osoba która mnie tu przyniosła na pewno ma taki zamiar" pomyslałam. 
Wszedzie było pełno krwi i narzędzi. 
-Witam panno Evans, jak sie spało? - do pokoju wszedł gruby i łysy mężczyzna, ktory ubrany był w biały, lekarski fartuch. Złapał za jeden ze słoików i podniósł go pod światło. Zaczął dokładnie przyglądać sie jednemu z organów. 
-Kim jestes i co ja do chuja tu robie? - zapytałam nerwowo.
-Spokojnie, jezeli bedziesz robiła wszystko wedle naszych zasad nic Ci sie nie stanie. Najpierw chce Ci cos pokazać. - mężczyzna podszedł do mnie, złapał mnie za reke i podniósł bardzo energicznie. Dosłownie przeciągnął mnie korytarzem do kolejnego pomieszczenia. W nim rowniez było ciemno. Posadził mnie na krześle, odwiązał sznury ktore były przywiązane do moich nadgarstków i kostek, po czym przypiął mnie metalowymi obręczami do siedzenia.
-Czy to krzesło elektryczne? - zapytałam, bo i tak nie miałam juz nic do stracenia.
-Nic z tych rzeczy, obejrzysz sobie ciekawy film. - założył mi na glowe cos w rodzaju hełmu. Usilnie próbowałam wyrwać sie z siedzenia, ale bez rezultatów. W owym kasku nie mogłam nawet mrugać. Nagle przede mna pojawił sie ekran. Po chwili włączył sie film.
Zobaczyłam tam mężczyznę, wiszącego na sznurze, powieszonego za nadgarstki, całego zakrwawionego. Na jego plecach były czerwone pręgi, jak od uderzeń sznurem czy batem. W pewnym momencie kamera była z zupełnie drugiej strony. Zobaczyłam twarz tego mężczyzny. 
-COLE! - wydarłam sie.
-Cassidy?! Jestes tu?! Cassidy nic Ci nie jest?! - usłyszałam jego głos.
-Cole co oni Ci zrobili, dlaczego?! -mój głos sie załamał, zaczęłam plakac jak małe dziecko. - WYPUSCCIE GO. ZRÓBCIE TO SAMO ZE MNA, ZOSTAWCIE GO.
-Cass, to nic nie da. - w tym momencie cały film zniknął. Puściły obręcze i kask. Zobaczyłam przed sobą tego samego mężczyznę w fartuchu. 
-TY PSYCHOPATO, WYPUŚĆ GO. ON NIE JEST NICZEMU WINNY.
-Tak kończą ludzie, którzy nie sa posłuszni naszemu szefowi. 
-Tata? Czy mój ojciec jest tu szefem?! 
-Niestety nie moge udzielić Ci takich informacji, panno Evans. Pokaże Ci Twój pokoj. - facet znow złapał mnie za reke, ciągnął mnie po korytarzu. Podeszliśmy do jednych metalowych drzwi. Wpisał kod i drzwi sie otworzyły. Widziałam kolejny korytarz. Po jego obu stronach były pomieszczenia. Całe z szyb. W każdym z nich ktos byl. Przeciągnął mnie do ostatniego pomieszczenia, wpisał kolejny kod i wrzucił mnie do niego. 
-Miłego pobytu, panno Evans. - w tym momencie drzwi sie zamknęły. Rzuciłam sie na nie uderzając pięściami. 
-To nic nie da, nie masz nawet co próbować. Siadaj. - usłyszałam głos za plecami.

Cztery.




-Dokąd jedziemy? - zapytałam nieśmiało. 
-Tam, gdzie bedziesz bezpieczna. 
-Jak to "bezpieczna"? Pojawiłeś sie w moim zyciu dosłownie znikąd, a nagle sie o mnie troszczysz. 
-Wiem, ze ciezko Ci to zrozumieć.
-Masz racje, w zasadzie to nic nie rozumiem. 
-Najwyraźniej jestes za młoda by to zrozumieć.
-Bedziesz mi w tym momencie wypominać to, ile mam lat? Naprawde?
-Tak, wlasnie taki miałem zamiar. 
-Tego dnia, gdy "oni".. Napadli na nas, miałeś wytłumaczyć mi, skad masz moje zdjecie z dzieciństwa.
-Nie przypominam sobie tej sytuacji. - zaśmiał sie.
-Nie kłam, wlasnie po to zaciągnąłeś mnie w ta.. Hm.. Melinę? 
-Moze tak wlasnie było, chodzi Ci o to? - z kieszeni spodni wyciągnął medalik.
-Tak, wlasnie o to. Powiesz mi, skad to masz? 
-Jak Ci powiem, to mi nie uwierzysz.
-Jak nie spróbujesz to sie nie dowiesz czy Ci wierze, czy nie.
-Wiec zacznijmy od tego, ze mimo wszystkich spekulacji, Twój ojciec zyje, medalik mam od niego i dostałem zlecenie by Cie znaleźć i chronić. 
-Myślisz, ze mam 5 lat i ze uwierzę w cos, co brzmi jak z Hollywodzkiego filmu?
-Mówiłem, ze mi nie uwierzysz. Kontynuując, szukałem Cie długo, myślałem, ze na marne. W zasadzie odpuściłem. Poszedłem do klubu by sie odstresować, to, ze bylas tam w tym samym momencie było czystym przypadkiem. 
-Mówiłeś, ze znasz Amber.
-Tak, znam ja. Czesto bywa w Insygnii, ja tez tam chodziłem, przed tym jak dostałem zlecenie. - przez chwile nie wiedziałam co mam powiedzieć. Cole spojrzał w moja stronę, po czym gdy ja odwróciłam glowe by spojrzeć na niego, on gwałtownie spojrzał w okno. Zdecydowanie unikał kontaktu wzrokowego ze mna. 
-Zlecenie? Jeszcze mi powiedz, ze mój ojciec jest w jakimś gangu. - zapytałam ironicznie.
-Tak. Jest w gangu. I wlasnie jedziemy do niego.
-Czekaj, co?!
-Moim zadaniem było przywieźć Cie do ojca. Wlasnie to spełniam.
-Jestes popierdolony. Zatrzymaj sie, wysiadam. 
-Jesteśmy kilkaset mil od Twojego rodzinnego miasta, a Ty chcesz, żebym sie zatrzymał, bo najnormalniej w swiecie chcesz wysiąść? 
-Tak, wlasnie to powiedziałam. Zatrzymaj sie. - odpowiedziałam stanowczo. Chłopak zatrzymał samochód i zgasił silnik. Odpielam pasy i wysiadłam z auta trzaskając drzwiami. Staliśmy na drodze otoczonej lasem. 
-Czesc. - rzuciłam w jego stronę i ruszyłam w głąb lasu. 
-Czesc. - odpowiedział mi z jakże stoickim spokojem, usłyszałam tylko jak odpalał silnik samochodu. 
Szlam przed siebie pewnym krokiem, kompletnie nie wiedziałam dokąd zamierzam. Po prostu szlam. W pewnej chwili zaczęłam żałować ze kazalam mu sie zatrzymać. Usłyszałam szelest, pierwsza myślą było to, ze jest to las wiec mogą byc tam zwierzęta. Niestety, nie było to zwierze. Zobaczyłam człowieka ktory zdecydowanym krokiem szedł w moja stronę, z sekundy na sekundę mężczyzna przyspieszał. W pewnym momencie zaczął biec w moja stronę. Nie wiedziałam co mam robic, odwrocilam sie i chciałam uciekać. Wrocic do Cole'a. Niestety moja ucieczka nie poszła pomyślnie. Tuż za mna stał mężczyzna ktory w momencie złapał mnie podduszajac. Próbowałam sie wyrwać, kopałam, krzyczałam, lecz na marne, straciłam wszystkie siły. Zemdlałam. Ocucilam sie w czymś co wygladalo jak piwnica. Było ciemno i zimno. Leżałam na ziemi, ręce i nogi miałam skrępowane. 
"Co to za pieprzona gra?" Tylko to miałam w głowie. W pewnym momencie poraziło mnie jasne, białe światło, ktore zaświeciło sie w pomieszczeniu. To co zobaczyłam było najgorszym widokiem w moim zyciu. 

Trzy.



Cole otworzył drzwi i kazał wejść mi do środka. W pokoju przeważały kolory brązu i bieli. W powietrzu unosił sie zapach jakby.. Herbaty? Rozejrzałam sie uważnie. Na ścianach nie było nic prócz zegara wyglądającego jak z epoki średniowiecza. 
-Idź sie wykapać, pójdziemy cos zjesc. - Rzucił Cole rozsiadajac sie w fotelu. Znaczącym ruchem głowy wskazał na torbę leżąca koło drzwi, oznaczało to, ze jest moja. W momencie kiedy podjechaliśmy pod dom, a ja spałam, Cole musiał wziac kilka moich rzeczy. Podniosłam torbę i poszłam do łazienki. To co tam zobaczyłam, powaliło mnie. Łazienka wygladała jakby włożone zostały w nia miliony, wszędzie złote akcenty, prawie niczym w Królewskim Zamku. Zamknęłam drzwi na klucz. Spojrzałam na siebie w lustrze, włosy wyglądały gorzej niż kiedykolwiek, tluste, pokręcone, były w każda możliwa stronę. Odkręciłam wodę po czym wlałam płynu który stał na wannie. Woda wręcz parowala, potrzebowałam gorącej kąpieli. Nie myslalam o niczym innym jak tylko o tym, kto zabił moja mame i dlaczego to wlasnie Cole mnie przed nim ratuje. Nie wiedziałam skad mnie znał, nie wiedziałam nic. Chciałam zadać mu wiele pytań, choć wiedziałam ze na żadne mi nie odpowie.
- Pospiesz sie. - usłyszałam jego głos. Po chwili splukalam szampon z włosów i wyszłam z wanny. Owinelam sie ręcznikiem i ponownie spojrzałam w lustro. Widziałam tam zupełnie inna osobę niż ta, która widziałam tam zawsze. Ubrałam sie w pierwsze lepsze ciuchy z torby i wyszłam z łazienki.
- Ile można sie kapać?
- Nie byłam tam długo.. Zaledwie..
- 47minut - przerwał mi. - Chodz, idziemy jesc.
Wyszliśmy z pokoju i udaliśmy sie w stronę hotelowego bufetu. Usiedliśmy przy jednym ze stolików i w momencie podeszła do nas blondynka ubrana w uniform. 
- Cześć Cole, co podać? - zapytała. Cholera, czy wszyscy go tu znają? 
- To co zawsze, dwa razy. - uśmiechnął sie do niej. Zalotnie zarzuciła włosami i odeszła. Siedzielismy w ciszy a po 15minutach  przyniosła nam jedzenie. Moze to dziwne, ale jego "to co zawsze" było tym, co ja najcześciej zamawiałam jak wychodziłam z ojcem na miasto by cos zjesc. Naleśniki.
- Skad sie znacie? - zapytałam przeżuwajac jedzenie.
- Stara dobra znajoma. - nie powiedziałabym ze tylko znajoma, po tym jak zobaczyłam jak na nia patrzy. Wiedziałam, podrywacz. W sumie nie ruszało mnie to specjalnie, ponieważ zajęłam sie posiłkiem. 
- Jedz szybko, bo juz pozno. - wepchnelam do ust resztę jedzenia z talerza i udaliśmy sie do pokoju. - Ty spisz tu. - powiedział pokazując palcem na łóżko. 
- A Ty? 
- A ja co?
- Gdzie Ty bedziesz spał?
- Na kanapie. 
- Jak chcesz, w takim razie ide spac. Dobranoc, Shadow. - rzuciłam uśmiechając sie do niego. Usiadłam na lozku i zastanawiałam sie nad tym, co bedziemy robic pozniej. Chciałam zadać mu milion pytań. W zasadzie nawet nie wiedziałam od jakiego pytania zaczac. Od tego kim są "oni", moze od tego kim on jest. Dlaczego to wlasnie z nim jestem teraz w hotelu, dlaczego wie o mnie tak duzo. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Najwyraźniej byłam zmeczona, mimo tego, ze spałam 4 dni. Obudziłam sie koło godziny 6 nad ranem. Ponownie usiadłam na lozku i rozejrzałam sie. Przetarłam oczy, rozciągnęlam sie i w momencie gdy chciałam wstac zobaczyłam Cole'a który szedł w moja stronę w dosc szybkim tempie. 
-Jak najszybciej zejdź na dół i wejdź do samochodu, z nikim po drodze nie rozmawiaj. Z nikim, rozumiesz? - rzucił w moja stronę kluczykami. - Wejdź do samochodu, zamknij drzwi na klucz i nie zwracaj na siebie uwagi.
Jego głos niemal przyprawiał mnie o dreszcze. Tak jak powiedział, tak zrobiłam. Praktycznie zbieglam po schodach do hotelowego holu, po czym szybkim krokiem wyszłam na parking. Zmierzyłam wzrokiem cała powierzchnie przed hotelem. "Moge uciec, mam kluczyki, mam samochód" pomyslałam, po czym mimo wszystko weszłam do samochodu i zamknęłam go na klucz. Nie wiem dlaczego wtedy nie uciekłam. Czasami sama siebie nie rozumiałam. Po kilku minutach Cole wbiegł do samochodu, oczywiscie wczesniej otworzyłam mu drzwi. 
-Powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi? - zapytałam.
-W swoim czasie wszystkiego sie dowiesz, obiecuje, mała. - spojrzał na mnie, lecz na jego twarzy nie dostrzegłam niczego. Jego wzrok był zimny, a o uśmiechu nawet nie ma co myslec. Po chwili ruszyliśmy. Jechaliśmy w ciszy. Mial w sobie cos, co mnie intrygowało.

Dwa.

Gdy otworzyłam oczy leżałam na czyms strasznie niewygodnym. Gdy zaczęłam kontaktować zobaczyłam, ze leze w samochodzie, na tylnich siedzeniach a kierowca jest nikt inny, jak chłopak o kawowych oczach. Leżałam chwile w bezruchu, chciałam sie rozejrzeć ale wolałam, zeby ten typ nie zauważył, ze sie obudziłam. Dziwny jakiś, nie chciałam wsiąść do samochodu, to mnie pobił i porwał, tak, to całkiem logiczne, wiedziałam, ze mam mu nie ufać. Tylko pytanie, skad ten cały stoicki spokój we mnie?
-Obudziła sie, księżniczka Evans. - odwrócił glowe w moja stronę uśmiechając sie.
-Mam pytanie, co ja tu robie?
-No nie wiem, leżysz?
-A dlaczego leżę? - zapytałam.
-Powiedziałaś, ze masz pytanie, a nie kilka pytań. - po raz kolejny odwrócił sie.
-Dobra koniec tego, mozesz powiedzieć mi co tu sie dzieje? Jestes typowym zboczeńcem czy chcesz sprzedać moje organy? I gdzie ja do cholery jestem? Mozesz mnie wypuścić? Zaraz zacznę krzyczeć! Wypuść mnie z tego auta, nie bawi mnie to ani troche. specjalnie mnie uderzyłeś, żebym straciła przytomność, jestes pieprzonym dupkiem. - wypowiadałam te wszystke słowa w strasznie szybkim tempie. Nie wiem czy zdołał cokolwiek zrozumieć. Usiadłam na siedzeniu rozglądając sie. Szukałam na drodze wskazówki dotyczącej tego, gdzie moge sie znajdować. Najwyraźniej nie miał ochoty mnie stad wypuścić.
-uspokój sie, nie chce Ci nic zrobić. Nie jestes w moim typie mała. Kasę mam, wiec organów sprzedawał nie będę. - spojrzał na mnie swoimi kawowymi oczami. Dopiero teraz zauważyłam delikatnie rozcięta wargę i obicie pod jego prawym okiem.
-a Tobie kto to zrobił?
-co? A to! - przejechał palcami przez skroń, pózniej ranę koło oka zatrzymując sie na ranie na wardze. - Ci sami którzy sprawili, ze siedzisz teraz w moim aucie.
-no jasne, powiedz mi teraz, ze porwales mnie dla mojego dobra. - zakpilam.
-mniej wiecej tak wlasnie było.
-nie rozśmieszaj mnie.
-nie chcesz wierzyć to nie. - najwyraźniej byłam mu obojętna.
-a powiesz mi, gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy, która jest godzina i dlaczego nie jestem w domu?!
-jesteśmy w El Paso - nic mi to nie mówiło. - nie wiem dokąd jedziemy, jak najdalej stad. Jest godzina 15:43, mamy środę. - minęło cztery dni od kiedy wyszłam z domu.
-spałam cztery dni?!
-myślałem ze nie zyjesz, ale skoro sie obudzilas...
-jestes okropny, myślałeś ze nie zyje ale nic z tym nie zrobiłeś, tak?!
-mniej wiecej tak to wlasnie było.
-dupek. - powiedziałam pod nosem. - a co z moja mama?! Napewno sie martwi! Porwał mnie jakiś palant, mówiąc ze to dla mojego dobra, nie było mnie w domu od czterech dni, ale nie, wszystko okej.
-w domu Cie nie było, ale byłaś obok. Twoja mama nie zyje.
-czekaj, co?! Ale.. Nieeee! wkręcasz mnie. - zaśmiałam sie.
-chciałbym. W sobotę zaraz po tym jak wyszłaś z domu, oni tam weszli. Resztę sobie dopowiedz.
-oni? - zapytałam a moje oczy zrobiły sie ogromne. Czułam jakby cos rozrywalo mnie od środka.
-oni.
-duzo sie dowiedziałam. Zreszta,moja matka nie zyje, a Ciebie to nie rusza?!
-w końcu to nie moja rodzicielka. Pytanie dlaczego Ciebie to nie rusza.
-nie będę przy Tobie ryczec.
-jestes dziwna. Udajesz twarda. Potem niby jestes miękka. Pózniej znow twarda. Nie rozumiem Cie.
-nie musisz.
Czułam sie jakbyśmy jechali wieczność. Nie rozmawialiśmy ze sobą od dłuższego czasu. Z jednej strony nie wiedziałam o nim nic, za to z drugiej strony mu ufałam. Nie miałam pewności, ze moja mama nie zyje. Mozliwe, ze powiedział mi to po to, by mnie uspokoić. Miałam totalny mętlik w głowie. Nie wiedziałam o czym mam z nim rozmawiać, to wszystko było dziwne. Bardzo dziwne.
-głodna jestem. - powiedziałam po dość długiej ciszy.
-zaraz bedzie bar, pójdziemy.
-i tak nie mam pieniędzy.
-ważne ze ja mam. - sytuacja była dość niezręczna.
- powiesz mi, jak masz na imię? - odważyłam sie zapytac.
-Cole. - odwrócił glowe w stronę okna. - ale wiesz jak masz na mnie mowić.
-wiem. A tak właściwie, to czemu akurat Shadow?
-Tyczy sie to głownie Ciebie. Żebyś nie pomyślała, ze jestem jakimś stalkerem. Nie zrozumiesz, mniejsza o to. Wstawaj, wysiadamy. - zatrzymał samochód i szybko z niego wyszedł. Zatrzymalismy sie pod hotelem. Po raz kolejny złapał mnie za nadgarstek. - pospiesz sie.
Weszliśmy do budynku, Cole posłał recepcjonistce oczko, wiedziałam ze jest podrywaczem. Wyciągnęła spod lady kluczyk.
-zostaniemy tu na noc, rano wyruszymy dalej. - powiedział nawet nie patrząc w moja stronę.
-jeden pokój? - zapytałam dość wystraszona.
-tak, jeden.