sobota, 17 października 2015

Dwa.

Gdy otworzyłam oczy leżałam na czyms strasznie niewygodnym. Gdy zaczęłam kontaktować zobaczyłam, ze leze w samochodzie, na tylnich siedzeniach a kierowca jest nikt inny, jak chłopak o kawowych oczach. Leżałam chwile w bezruchu, chciałam sie rozejrzeć ale wolałam, zeby ten typ nie zauważył, ze sie obudziłam. Dziwny jakiś, nie chciałam wsiąść do samochodu, to mnie pobił i porwał, tak, to całkiem logiczne, wiedziałam, ze mam mu nie ufać. Tylko pytanie, skad ten cały stoicki spokój we mnie?
-Obudziła sie, księżniczka Evans. - odwrócił glowe w moja stronę uśmiechając sie.
-Mam pytanie, co ja tu robie?
-No nie wiem, leżysz?
-A dlaczego leżę? - zapytałam.
-Powiedziałaś, ze masz pytanie, a nie kilka pytań. - po raz kolejny odwrócił sie.
-Dobra koniec tego, mozesz powiedzieć mi co tu sie dzieje? Jestes typowym zboczeńcem czy chcesz sprzedać moje organy? I gdzie ja do cholery jestem? Mozesz mnie wypuścić? Zaraz zacznę krzyczeć! Wypuść mnie z tego auta, nie bawi mnie to ani troche. specjalnie mnie uderzyłeś, żebym straciła przytomność, jestes pieprzonym dupkiem. - wypowiadałam te wszystke słowa w strasznie szybkim tempie. Nie wiem czy zdołał cokolwiek zrozumieć. Usiadłam na siedzeniu rozglądając sie. Szukałam na drodze wskazówki dotyczącej tego, gdzie moge sie znajdować. Najwyraźniej nie miał ochoty mnie stad wypuścić.
-uspokój sie, nie chce Ci nic zrobić. Nie jestes w moim typie mała. Kasę mam, wiec organów sprzedawał nie będę. - spojrzał na mnie swoimi kawowymi oczami. Dopiero teraz zauważyłam delikatnie rozcięta wargę i obicie pod jego prawym okiem.
-a Tobie kto to zrobił?
-co? A to! - przejechał palcami przez skroń, pózniej ranę koło oka zatrzymując sie na ranie na wardze. - Ci sami którzy sprawili, ze siedzisz teraz w moim aucie.
-no jasne, powiedz mi teraz, ze porwales mnie dla mojego dobra. - zakpilam.
-mniej wiecej tak wlasnie było.
-nie rozśmieszaj mnie.
-nie chcesz wierzyć to nie. - najwyraźniej byłam mu obojętna.
-a powiesz mi, gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy, która jest godzina i dlaczego nie jestem w domu?!
-jesteśmy w El Paso - nic mi to nie mówiło. - nie wiem dokąd jedziemy, jak najdalej stad. Jest godzina 15:43, mamy środę. - minęło cztery dni od kiedy wyszłam z domu.
-spałam cztery dni?!
-myślałem ze nie zyjesz, ale skoro sie obudzilas...
-jestes okropny, myślałeś ze nie zyje ale nic z tym nie zrobiłeś, tak?!
-mniej wiecej tak to wlasnie było.
-dupek. - powiedziałam pod nosem. - a co z moja mama?! Napewno sie martwi! Porwał mnie jakiś palant, mówiąc ze to dla mojego dobra, nie było mnie w domu od czterech dni, ale nie, wszystko okej.
-w domu Cie nie było, ale byłaś obok. Twoja mama nie zyje.
-czekaj, co?! Ale.. Nieeee! wkręcasz mnie. - zaśmiałam sie.
-chciałbym. W sobotę zaraz po tym jak wyszłaś z domu, oni tam weszli. Resztę sobie dopowiedz.
-oni? - zapytałam a moje oczy zrobiły sie ogromne. Czułam jakby cos rozrywalo mnie od środka.
-oni.
-duzo sie dowiedziałam. Zreszta,moja matka nie zyje, a Ciebie to nie rusza?!
-w końcu to nie moja rodzicielka. Pytanie dlaczego Ciebie to nie rusza.
-nie będę przy Tobie ryczec.
-jestes dziwna. Udajesz twarda. Potem niby jestes miękka. Pózniej znow twarda. Nie rozumiem Cie.
-nie musisz.
Czułam sie jakbyśmy jechali wieczność. Nie rozmawialiśmy ze sobą od dłuższego czasu. Z jednej strony nie wiedziałam o nim nic, za to z drugiej strony mu ufałam. Nie miałam pewności, ze moja mama nie zyje. Mozliwe, ze powiedział mi to po to, by mnie uspokoić. Miałam totalny mętlik w głowie. Nie wiedziałam o czym mam z nim rozmawiać, to wszystko było dziwne. Bardzo dziwne.
-głodna jestem. - powiedziałam po dość długiej ciszy.
-zaraz bedzie bar, pójdziemy.
-i tak nie mam pieniędzy.
-ważne ze ja mam. - sytuacja była dość niezręczna.
- powiesz mi, jak masz na imię? - odważyłam sie zapytac.
-Cole. - odwrócił glowe w stronę okna. - ale wiesz jak masz na mnie mowić.
-wiem. A tak właściwie, to czemu akurat Shadow?
-Tyczy sie to głownie Ciebie. Żebyś nie pomyślała, ze jestem jakimś stalkerem. Nie zrozumiesz, mniejsza o to. Wstawaj, wysiadamy. - zatrzymał samochód i szybko z niego wyszedł. Zatrzymalismy sie pod hotelem. Po raz kolejny złapał mnie za nadgarstek. - pospiesz sie.
Weszliśmy do budynku, Cole posłał recepcjonistce oczko, wiedziałam ze jest podrywaczem. Wyciągnęła spod lady kluczyk.
-zostaniemy tu na noc, rano wyruszymy dalej. - powiedział nawet nie patrząc w moja stronę.
-jeden pokój? - zapytałam dość wystraszona.
-tak, jeden.

1 komentarz: