sobota, 17 października 2015

Cztery.




-Dokąd jedziemy? - zapytałam nieśmiało. 
-Tam, gdzie bedziesz bezpieczna. 
-Jak to "bezpieczna"? Pojawiłeś sie w moim zyciu dosłownie znikąd, a nagle sie o mnie troszczysz. 
-Wiem, ze ciezko Ci to zrozumieć.
-Masz racje, w zasadzie to nic nie rozumiem. 
-Najwyraźniej jestes za młoda by to zrozumieć.
-Bedziesz mi w tym momencie wypominać to, ile mam lat? Naprawde?
-Tak, wlasnie taki miałem zamiar. 
-Tego dnia, gdy "oni".. Napadli na nas, miałeś wytłumaczyć mi, skad masz moje zdjecie z dzieciństwa.
-Nie przypominam sobie tej sytuacji. - zaśmiał sie.
-Nie kłam, wlasnie po to zaciągnąłeś mnie w ta.. Hm.. Melinę? 
-Moze tak wlasnie było, chodzi Ci o to? - z kieszeni spodni wyciągnął medalik.
-Tak, wlasnie o to. Powiesz mi, skad to masz? 
-Jak Ci powiem, to mi nie uwierzysz.
-Jak nie spróbujesz to sie nie dowiesz czy Ci wierze, czy nie.
-Wiec zacznijmy od tego, ze mimo wszystkich spekulacji, Twój ojciec zyje, medalik mam od niego i dostałem zlecenie by Cie znaleźć i chronić. 
-Myślisz, ze mam 5 lat i ze uwierzę w cos, co brzmi jak z Hollywodzkiego filmu?
-Mówiłem, ze mi nie uwierzysz. Kontynuując, szukałem Cie długo, myślałem, ze na marne. W zasadzie odpuściłem. Poszedłem do klubu by sie odstresować, to, ze bylas tam w tym samym momencie było czystym przypadkiem. 
-Mówiłeś, ze znasz Amber.
-Tak, znam ja. Czesto bywa w Insygnii, ja tez tam chodziłem, przed tym jak dostałem zlecenie. - przez chwile nie wiedziałam co mam powiedzieć. Cole spojrzał w moja stronę, po czym gdy ja odwróciłam glowe by spojrzeć na niego, on gwałtownie spojrzał w okno. Zdecydowanie unikał kontaktu wzrokowego ze mna. 
-Zlecenie? Jeszcze mi powiedz, ze mój ojciec jest w jakimś gangu. - zapytałam ironicznie.
-Tak. Jest w gangu. I wlasnie jedziemy do niego.
-Czekaj, co?!
-Moim zadaniem było przywieźć Cie do ojca. Wlasnie to spełniam.
-Jestes popierdolony. Zatrzymaj sie, wysiadam. 
-Jesteśmy kilkaset mil od Twojego rodzinnego miasta, a Ty chcesz, żebym sie zatrzymał, bo najnormalniej w swiecie chcesz wysiąść? 
-Tak, wlasnie to powiedziałam. Zatrzymaj sie. - odpowiedziałam stanowczo. Chłopak zatrzymał samochód i zgasił silnik. Odpielam pasy i wysiadłam z auta trzaskając drzwiami. Staliśmy na drodze otoczonej lasem. 
-Czesc. - rzuciłam w jego stronę i ruszyłam w głąb lasu. 
-Czesc. - odpowiedział mi z jakże stoickim spokojem, usłyszałam tylko jak odpalał silnik samochodu. 
Szlam przed siebie pewnym krokiem, kompletnie nie wiedziałam dokąd zamierzam. Po prostu szlam. W pewnej chwili zaczęłam żałować ze kazalam mu sie zatrzymać. Usłyszałam szelest, pierwsza myślą było to, ze jest to las wiec mogą byc tam zwierzęta. Niestety, nie było to zwierze. Zobaczyłam człowieka ktory zdecydowanym krokiem szedł w moja stronę, z sekundy na sekundę mężczyzna przyspieszał. W pewnym momencie zaczął biec w moja stronę. Nie wiedziałam co mam robic, odwrocilam sie i chciałam uciekać. Wrocic do Cole'a. Niestety moja ucieczka nie poszła pomyślnie. Tuż za mna stał mężczyzna ktory w momencie złapał mnie podduszajac. Próbowałam sie wyrwać, kopałam, krzyczałam, lecz na marne, straciłam wszystkie siły. Zemdlałam. Ocucilam sie w czymś co wygladalo jak piwnica. Było ciemno i zimno. Leżałam na ziemi, ręce i nogi miałam skrępowane. 
"Co to za pieprzona gra?" Tylko to miałam w głowie. W pewnym momencie poraziło mnie jasne, białe światło, ktore zaświeciło sie w pomieszczeniu. To co zobaczyłam było najgorszym widokiem w moim zyciu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz